poniedziałek, 12 października 2015

Wszystkich Świętych 1/4

Piątek, 30 października

– Cześć mamusiu! – Widok znajomej sylwetki na pustej i jesienno smutnej drodze niesamowicie Kasię ucieszył.

– Dobrze, że już jesteś Laleczko. Pomyślałam, że wyjdę po ciebie. Co masz tak sama iść wieczorem.

– Jest obiad? - przez moment Kasia się przestraszyła, że sms wysłany z pociągu opóźni posiłek. Głodna była strasznie, a nie chciała nic kupować na mieście, by nie psuć sobie radości z domowego jedzenia.

– Cukinia z pomidorami. Powinna być jeszcze ciepła. Czemu tak późno dzisiaj?

– Pojechałam jeszcze do biblioteki, na drugi koniec Warszawy. Strasznie mi się nie chciało, ale oni w przyszłym tygodniu mają przerwę...

– Słyszałaś, że był wypadek? Wczoraj, ale ja się o tym dopiero dziś dowiedziałam, bo to tam, przy przejeździe koło Nowej Wsi – mama gestem wskazała wzdłuż torów w kierunku, w którym obie szły. – Jakiegoś pijaka wukadka rozjechała. W biały dzień. Albo może w czarny, bo ciemno już było, to chyba nawet lepiej, bo ja bym wolała czegoś takiego nie widzieć, ale nie późno, bo ja wiem, może o siódmej wieczorem. No to pomyślałam, że wyjdę po ciebie, bo słońce przecież teraz tak wcześnie zachodzi.

– Eh, przecież ja nie mam już pięciu lat! – roześmiała się Kasia.

– Wiem, wiem, przecież. Ale co, nie miło tak razem iść?

– Miło – chętnie przyznała Kasia.

– Policja dzisiaj chodziła u nas po domach, pytali się, czy ktoś czegoś nie widział, świadków szukają. Co za tragedia! I to jeszcze tak przed Wszystkich Świętych. Jakby już zmarłych było mało.

Resztę drogi spędziły uzgadniając plany na świąteczny weekend.

***

– Wiesz co ta kota zrobiła? – spytała mama rzucając rozgniewane spojrzenie na biało-czarną kotkę przeciągającą się w progu. Kasia powiesiła swój brązowy płaszcz, ciężką torbę postawił pod wieszakiem i stojąc przed lustrem przeczesywała włosy palcami.

– Co?

– Zostawiłam tacie karteczkę, żeby kupił buraków, bo chcę na niedzielę do obiadu, a on miał być na rynku. Nie tylko buraków, więcej rzeczy, ale akurat tego u nas na rogu się nie dostanie. Wracam, warzywa żadne nie kupione...

– Dostało się tacie?

– No! Ale przeprosiłam go potem, nie myśl sobie, bo to przecież nie jego wina. Mówił, że żadnych instrukcji nie widział, chciałam mu powiedzieć, że on już się ślepy robi, dobrze, że nie powiedziałam, bo zaraz potem w koszu koty znalazłam strzępki mojej karteczki. Ale już wiem co zrobię! Dzisiaj znalazłam. Patrz.

Przeszły do kuchni i mama rozłożyła na stole ulotkę ze sklepu meblowego.

– Tu, widzisz? – wskazała palcem. – Taką tablicę chcę mieć.

– To nie dla dzieci?

– Nie, czytaj: "Idealna pomoc w gospodarstwie domowym, łatwo się wpisuje i wymazuje notatki". Gospodarstwo domowe, to znaczy, że do kuchni też, prawda? Tu powiesimy, tata obiecał, że wbije jakiś haczyk. Podjedziecie jutro i kupicie, co?

***

Kiedy po ciepłej obiadokolacji tata włączył telewizor i zaczęli wspólnie oglądać panoramę, Kasia rzuciła mamie pytające spojrzenie i gdy ta skinęła głową, wymknęła się do pokoju rodziców, starając się robić jak najmniej hałasu. Cały dzień czekała tylko na to, by móc sprawdzić pocztę. "Spotkamy się w weekend?" spytała, gdy natknęła się na niego na stołówce. Wychodziła i miała dokładnie 2 minuty. Szumowski strasznie się czepiał spóźnień i wolała mu się nie narażać. "Prześlę ci maila" - odpowiedział cicho Adam i dołączył do kolejki razem z kolegami. "Prześlę ci maila", "Prześlę ci maila". Co to znaczy? Dużo? Nic?

Włączyła komputer stojący na maminym biurku, wpisała hasło „kota34” i czekając wpatrywała się w ciemność. Nie chciała włączać światła, dobrze jej było tak jak teraz otulonej w mrok. Monotonny głos spikera telewizyjnego i szum wentylatorka komputera działały uspokajająco. A ona tak siedziała i nawet myśl, czy napisał, czy napisał, czy napisał, która tłukła się w jej głowie przez całą drogę kolejką WKD z centrum do Komorowa nie była już tak pilna.

Napisał.

Kaśka, mam katar, matka kazała mi zmierzyć temperaturę, 38 i trzy kreski. Wysłała mnie do przychodni, była tylko jedna lekarka, taka co się maluchami zajmuje. Świeciła mi w gardło zieloną żabą. Żabą, rozumiesz. Nie zrozumiała mojego żartu, że pewnie mam świńską grypę, przeraziła się, że pozarażam innych i dała mi zwolnienie na tydzień. Bartek obiecał, że podrzuci je do Ciebie jak będzie wracał z karate. Oddasz Szumowskiemu, nie?

Adam

Cholera. Nie na to czekała.

Drugi mail od Doroty. Pisze, że jej córka idzie na obiad do ojca i jego „nowej”. Pyta, czy Kaśka ma czas jutro rano na czata, bo Weronka wróci dopiero w południe. I że dziś sobie zrobiły wspólnie domowe SPA. Poszły do sklepu i kupiły sobie słodko pachnący krem (wiśnia w śmietanie), maseczkę zbożową na twarz i super regenerującą odżywkę do włosów. Wszystko w takiej właśnie słodko-owocowej nucie. Mówiła, że całe popołudnie, odkąd jej Weronika wróciła ze szkoły, snuły się po domu w szlafrokach, na zamianę brały kąpiel i nacierały się specyfikami.

Kasia rozmarzyła się. Pomyślała sobie, że chciałaby być kiedyś taką matką, jak jej internetowa przyjaciółka. Wyobraziła sobie siebie z ogromnym brzuchem. Albo raczej próbowała sobie wyobrazić, bo ta myśl wydała jej się nagle tak kompletnie abstrakcyjna, całkowicie nierealna. Nie wspominając już o tym, z kim by to dziecko miała mieć? Z tym idiotą, który nie umie napisać maila do dziewczyny? Czy Adam będzie kiedyś dorosły?

Ostatnio opowiadał kolegom, jak wypróbowywał motor kumpla. Jak się rozpędzał na maksa na pustej drodze, jak sprawdzał, czy hamulce dobrze działają na zakrętach. Może głupio zareagowała, ale jak pomyślała o tych wszystkich ostrzeżeniach, nie szalej, nie bądź dawcą organów i o tym, że Adam mógł sobie zrobić krzywdę, to trochę chyba straciła głowę.

Teraz przymknęła oczy i starała się sobie wyobrazić poważnego, odpowiedzialnego Adama pchającego wózek. Tia, szybciej zobaczy siebie w ciążowej sukience. Tylko skąd ona weźmie tę córkę, z którą mogłaby urządzać domowy salon piękności, tak jak Dorota?

Dorotę poznała przez internet, zaczęły rozmawiać na forum „miłośników Jane Austen”. Było to właśnie w czasie, gdy Kasia, zauroczona filmowym panem Darcym, zdecydowała się przeczytać książkę. Przeczytała z wypiekami na twarzy i tyle myśli jej się w środku tłoczyło, że musiała, po prostu musiała, komuś o tym opowiedzieć. Na przykład o tym, jak różne jest życie nastolatki z czasów „Dumy i uprzedzenia” i we współczesności. Albo o ile więcej teraz dziewczyna ma możliwości spotkania potencjalnego kandydata na męża. Albo jak zupełnie inaczej wygląda życie codzienne. Albo jak identycznie wyglądają kłopoty damsko-męskie. Rozgadały się z Dorotą, okazało się, że zgadzają się w tylu sprawach i tak często myślą podobnie, że znajomość z publicznego forum przeniosła się na maila i zaczęła dotykać coraz bardziej osobistych tematów. A zaczęło się chyba od przesyłania linków do filmików i do obrazów z London Gallery.

Przez jakiś czas, na samym, samiutkim początku, Kasia podejrzewała, że Dorota jest gimnazjalistką, potem nabrała przekonania, że pewnie raczej studentką, potem dowiedziała się o burzliwym rozwodzie, o ukochanej córeczce, w końcu zorientowała się, że córeczka chodzi do gimnazjum. Kiedyś zebrała się na odwagę i spytała Dorotę o rok urodzenia. 20 lat różnicy! A rozmawiało się z nią jak z rówieśniczką. Co ciekawe, Dorota nie pytała, ile Kasia ma lat. Słuchała (czytała?) o Kasinych marzeniach, planach na przyszłość, o jej tęsknotach i rozczarowaniach i ani razu nie powiedziała: „młoda jesteś, nie znasz życia, jak będziesz w moim wieku, to zrozumiesz”. Raczej przytakiwała „o, też tak czuję!”.

Dzwonek do drzwi wyrwał Kasię z zamyślenia. Usłyszała w przedpokoju kroki mamy. Przez szparę widziała w smukłą sylwetkę młodziutkiego chłopaczka z ogromną sportową torbą przerzuconą przez ramię.

– Tak?

– Dzień dobry pani. Mój brat prosił, żebym przyniósł ten papierek do Państwa. Mówił, że pani córka będzie wiedziała, o co chodzi.

Zwolnienie. Obejrzała je kilka razy. Pieczątka, rozmazany podpis, jakieś cyferki. Tylko tyle. Żadnego ukrytego znaku.



Czytaj dalej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz